Legniczanie mieli okazję zobaczyć prace artystki w Akademii Rycerskiej w 1999 oraz na XXVII Wystawie Plastyki Zagłębia Miedziowego „Grafika użytkowa” w Galerii Sztuki w roku 2015.
Marta Berowska tak pisze o tomiku Marii Król:
Gdy malarka, autorka wielu wystaw, ilustracji do książek, niezwykłych wizji plastycznych chwyta za pióro, by napisać cykl wierszy, zastanawiamy się – dlaczego. Czy plastyk – malarz lub rzeźbiarz nie wyraża wystarczająco mocno, z wystarczającą ekspresją tego, co ma do powiedzenia Światu? Czy potrzebne mu jeszcze słowa, z których dobuduje, którymi posłuży się jak nieznanymi sobie dotąd cegiełkami i dopowie treści, o które nikt malarza wcześniej nie podejrzewał? Otóż twórczość poetycka, podobnie jak sztuka plastyczna jest płaszczyzną szeroką jak paleta i bogatą jak obraz ze słów. Kto potrafi posługiwać się jednym i drugim, zasługuje na miano niezwykłego artysty, Wiersze Marii Król poświęcone zmarłemu tragiczne bratu są właśnie plastyczną budowlą ze słów. Są jak pieśń śpiewana przez daleki głos we mgle, jak ballada o domu nad Wisłokiem o dzieciństwie wśród malowniczych pejzaży, są jak stukot serca nieutulonego w żalu po kimś, z kim się to dzieciństwo dzieliło. Artystka nosi w sobie ból i nie zadane wcześniej pytania, właściwie zadane dopiero teraz, w wierszach dwóch pierwszych części najbardziej ekspresyjnych, najbardziej oskarżających zarówno dramatyczne okoliczności odejścia Brata, jak i siebie. Okoliczności, bo człowiek zadający ból i śmierć znalazł się akurat tu, gdzie go nie powinno być i siebie, że zignorowała przeczucia i nie ostrzegła, a to mogło oznaczać życie. Cóż, autorka wierszy tęskni za wszystkimi chwilami w domu Brata i nie rozumie, zresztą nikt z nas nie rozumie, kto dał drugiemu człowiekowi prawo przerywania takich chwil, nawet jeśli one są tylko wspomnieniem, przerywania życia wśród rodziny, wśród ptaków, śniegów i wiosennych roztopów, które przecież też były i na zawsze pozostaną utraconą wizją własnego „krajobrazu świata”. Pytania pojawiające się w wierszach najpierw oskarżają, a potem próbują coś wyjaśnić, coś usprawiedliwić, żeby ból wyniesiony z tego doświadczenia miał jakiś sens, niósł w sobie jakąś naukę. Autorka w następnych cyklach wierszy sama sobie na to pytanie odpowiada: tego wymaga życie, bo ono takie jest. Inna ręka nakarmi ptaka, inne wiosny i zimy odrodzą Świat po burzy, inne serca zabiją mocno na ławce pod drzewami. I choć ból nie przeminie a pamięć wrośnie w naszą świadomość jak poczucie obowiązku, jak codzienne wstawanie i praca, codzienne „Ojcze nasz...” niezależnie od pogody i światła, to jednak pogodzenie się z rzeczywistością przyjdzie łatwiej. I polubimy nasz świat na nowo, może inaczej, ale na nowo w jakim metafizycznym sensie, żeby zaufać sobie i Bogu, że On i te inne ręce, te inne serca nie zaniedbają kosa – nawet jeżeli nas przy tym nie będzie. Zwłaszcza, gdy załatwimy nasze zaległe sprawy, uładzimy się ze Światem i tym wszystkim, co nas jeszcze spotka. Bo, że spotka – wiemy na pewno. Wiersze piękne, wiersze jak opowieści, jak dzieciństwo w cieniu starych drzew, z ruinami zamku w tle, pod opieką skalnych ostańców – skulonych „Prządek”. Jeśli będziemy je czytać wyobrażając sobie barwne ilustracje, wykonane dłonią malarki, przeżyjemy z pewnością wzruszającą przygodę - niezwykłe spotkanie z doskonałą poezją.