Hasło Castle Party sprawia, że nie liczy się odległość, którą mają do pokonania. Liczy się klimat, który zastaną w Bolkowie i ludzie, których spotkają. Małgosia pokonała 600 kilometrów dzielących Bolków od Lublina. Na Castle Party znalazła się dopiero drugi raz. Przyjechała z przyjaciółką, która do Bolkowa przyjeżdża od kilkunastu lat.

- Wcześniej nie miałam okazji jeździć na takie imprezy. Byłam średnio grzeczną dziewczynką, a teraz nadrabiam młode lata – śmieje się Małgorzata.

- Co jest w tym takiego pociągającego? Klimat i ludzie, których spotykasz się pierwszy raz i masz wrażenie, jakbyś znała ich od lat. To jedyna okazja, żeby wdziać taki strój i wyjść w nim na ulicę, zwłaszcza że pochodzę ze ściany wschodniej, a ona, nie oszukujmy się, nie sprzyja takim klimatom. Ten strój i makijaż to nie jest moje alter ego. Lubię bawić się modą, wykształcenie mam w tym kierunku i realizuje swoje krawieckie fantazje. Jako grzeczna Małgorzata uczę na co dzień ludzi jeździć samochodem, czasem pokazuje kursantom zdjęcia, są zachwyceni – dodaje Małgorzata.

Bawiący w Bolkowie od czwartku mroczne damy i czarni rycerze postanowili zarejestrować swój pobyt nie tylko pod scenami Castle Party, ale też w miejskiej przestrzeni. Jak na ludzi mrocznej strony mocy przystało, znaleźli obiekt, który czasy świetności ma już dawno za sobą i jego wnętrzach oraz przestrzeniach postanowili urządzić sesję fotograficzną.

Tydzień Castle Party to czas, kiedy uczestnicy festiwalu zmieniają swój image, nie zmieniają się jednak w drapieżne, żądne krwi potwory. Choć wygląd mógłby świadczyć o czymś innym, są nadal miłymi, pełnymi humoru i radości ludźmi. Ich stroje, makijaże nie świadczą, że mają inne niż wszyscy postrzeganie świata. Po kilku dniach wracają do rodzin i do pracy, by za rok znów pojawić się w Bolkowie i wyzwolić emocje, które przez cały rok skrywają pod sukienkami i garniturami.