Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że książka Corneliusa to świadectwo tragiczne. Przeciwnie. Mimo zdecydowanie mało komfortowej sytuacji życiowej, autor to człowiek o rzadko spotykanym poczuciu humoru oraz dystansu do świata i do siebie. Pod maską śmieszka i wesołka kryje się bowiem wrażliwy człowiek, któremu los spłatał figla związanego z miejscem urodzenia zdecydowanie zbyt ciasnym jak na jego wybujałą osobowość.
Poniżej fragment zawierający wspomnienia o odwiedzinach mieszkającego w Niemczech autora w rodzinnym domu w Rumunii na rok przed upadkiem "Słońca Karpat":
"Twój stary już całkiem zbzikował – szepnęła mama wieczorem przy kolacji, podczas gdy ojciec z furią atakował swoją piłą tarczową niewinny kawał pnia. Zaczął wyklinać Ceaușescu na cały głos. A potem wlazł na słup. Gdyby stamtąd spadł, mogłabym dzwonić na pogotowie do jutra albo pojutrza, nie wysłaliby karetki za Chiny ludowe.
Tato miał wtedy sześćdziesiąt siedem lat, a od jakiegoś czasu karetki jeździły jedynie do osób poniżej sześćdziesięciu pięciu. Tak udawały się dwie pieczenie na jednym ogniu: oszczędzano benzynę, a jak wszystko poszło dobrze i dany obywatel wyciągnął nogi, można go było spokojnie skreślić z listy emerytów. Wszystko było zorganizowane perfekcyjnie."
Jan Cornelius (1950), którego językiem ojczystym jest niemiecki, w Rumunii pracował jako nauczyciel w szkole średniej. Od 1977 roku mieszka w Niemczech. Studiował filologię angielską i francuską, pracował jako nauczyciel w Duisburgu i Düsseldorfie. Jest pisarzem i dziennikarzem specjalizującym się w tematyce kulturalnej, tłumaczem literatury rumuńskiej na język niemiecki. Współpracuje z czasopismami satyrycznymi („Eulenspiegel” i „Nebelspalter"). Jest także autorem słuchowisk radiowych dla stacji WDR z siedzibą w Kolonii.