Z Międzynarodowego Festiwalu Filmów Animowanych w Annency, na którym film wywołał ogromne wrażenie i podziw, „Loving Vincent” przywiózł nagrodę publiczności. O skali zainteresowania tym wyjątkowym dziełem jeszcze lepiej świadczy fakt, że film zakupili dystrybutorzy ze 137 krajów świata.
- To chyba pierwszy polski film w historii, który w kilka dni po premierze sprzedany został niemal na całym świecie. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym festiwalu. Już na miejscu zorientowałem się, że jest to największy i najbardziej prestiżowy festiwal filmów animowanych na świecie – opowiada Robert Gulaczyk, dla którego był to filmowy debiut i ogromna przygoda.
- Bardzo się zdziwiłem, gdy dostałem telefoniczną informację od Doroty Kobieli, scenarzystki i reżyserki animacji, że według niej jestem bardzo podobny do van Gogha. Dopiero później zorientowałem się, że twórcy filmu inspirowali się autoportretem, który wisi w paryskim Muzeum Orsay. Gdy na własne oczy zobaczyłem ten obraz to faktycznie dostrzegłem pewne podobieństwo – wspomina legnicki aktor.
Trzeba wiedzieć, że Vincent van Gogh namalował wyjątkowo wiele autoportretów. Znawcy doliczyli się ich 34 (plus cztery autoportrety rysowane). Twórcy filmu zainspirowali się jednym z nich, w niebieskiej tonacji, namalowanym w 1889 roku. Potem ogłosili casting na malarzy, którzy podjęliby się skopiowania 125 obrazów holenderskiego postimpresjonisty. Zgłosiło się 5 tysięcy chętnych z całego świata, z czego kilkuset przetestowano, by ostatecznie wybrać 125 osób.
- Na każdą sekundę trzeba było namalować 12 obrazów, by ożywić sytuacje uwiecznione na płótnach. To o połowę mniej, niż w sekundę rejestruje kamera filmowa. Ostatecznym rezultatem po cyfrowej obróbce jest urocza animacja poklatkowa – mówi Robert Gulaczyk.
Film Doroty Kobieli i Hugh Welchmana (laureat Oskara za „Piotrusia i wilka”) jest wędrówką po biografii van Gogha opowiedzianej z perspektywy jego przyjaciół i znajomych. Podąża też tropem tajemnicy śmierci malarza. - Dla mnie najważniejszą inspiracją w kreowaniu postaci malarza były jego listy pisane do brata Theo. Sceny aktorskie kręcono we Wrocławiu w studiu Centrum Technologii Audiowizualnych (w obiektach byłej wytwórni filmowej), a potem - już w pełnej obsadzie - w Londynie. O tym, jak skomplikowana była ta produkcja świadczy choćby fakt, że całość, od pomysłu i organizacji finansowania do premiery, zajęła 7 lat. Ostateczny efekt robi jednak niesamowite wrażenie - dodaje aktor.
W polskich kinach „Twój Vincent” pojawi się 13 października. Jest jednak szansa, że wcześniej i już w sierpniu obejrzą go uczestnicy wrocławskiego Festiwalu Nowe Horyzonty. Oficjalna polska premiera nastąpi najpewniej we wrześniu na festiwalu filmowym w Gdyni.