Bo właśnie teatr jako taki, jego twórcy, aktorzy, kostium, muzyka, a także teatralne konwencje i sztuczki wydają się motywem, dla którego zdecydowano o wystawieniu klasycznej i trącącej myszką romantycznej „komedii heroicznej” jaką jest „Cyrano de Bergerac” Edmunda Rostanda.
Dwie sceny podobały mi szczególnie, już tylko z ich powodu czas spędzony na widowni nie był stracony. Co ciekawe, obie są spoza głównego nurtu narracji, odtwarzane przez drugoplanowe postaci tej „heroicznej komedii”.
Pierwsza dzieje się przy suto zastawionym stole w knajpie pasztetnika i poety-grafomana Ragueneau (świetny, komiczno-tragiczny Dariusz Majchrzak), który gotów jest karmić każdego głodomora i przybłędę, byle ten zechciał wysłuchać jego rymowanek. Złośliwa, a praktyczna małżonka Liza (Anita Poddębniak), temperuje te zapędy pakując smakołyki w arkusze wyrwane z ksiąg tego wielbiciela poezji. To prawdziwy dramat dla przyszłego bankruta. Śmiałem się szczerze.
– Bo było lekko, zabawnie, dowcipnie, a czasami błyskotliwie – mówili zgodnie widzowie. – Byłoby lepiej, gdyby całość jeszcze skrócić – dodawali nieliczni. Treść przedstawienia nie była tym razem ani tematem rozmów, ani sporów. To nowość w legnickim teatrze.
Podejrzewam niezły mętlik w głowach zaskoczonych recenzentów, którzy przyzwyczaili się do innego oblicza tej sceny. Czy skórka warta była wyprawki przekonamy się niebawem. Widzowie będą głosować w kasie biletowej.
Całość bardzo obszernej recenzji można przeczytać na stronie Legnickiego Serwisu Teatralnego @KT
http://gazeta.teatr.legnica.pl/news.php?extend.1653